Projekt bez nazwy (12)

„Piszę o sprawach, które mogłyby przydarzyć się każdemu z nas”

O pasji pisania oraz najnowszej książce „Dam sobie radę” przeczytacie w wywiadzie dla Onet 🙂 Czy warto dawać drugie szanse? Czy łatwo w życiu porzucić kontrolę? Od jakich emocji nie uciekną czytelnicy przy lekturze „Dam sobie radę”? Czy na spełnioną miłość też jest jakiś przepis? Za co najbardziej polubiłam główną bohaterkę? Na te i inne pytania odpowiedziałam Wioli z bloga @Subiektywnie o książkach 😃 Pozdrawiam Was gorąco 💕🙃🙃

Wioleta Sadowska: Jesteś nazywana mistrzynią emocji. Czy po mistrzowsku pieczesz również bezę Pavlova?

Ilona Gołębiewska: Przygotowuję ją na ważne dla mnie uroczystości. Goście nie narzekają, wręcz przeciwnie, beza im smakuje, więc mogę uznać, że mam niezłą wprawę w jej pieczeniu 🙂 Nie mogło jej tym bardziej zabraknąć w powieści „Dam sobie radę”. Czytelnicy znajdą w niej również wiele emocji. Zobowiązuje mnie do tego tytuł „mistrzyni emocji”, który od nich otrzymałam, za co jestem wdzięczna, bo to pokazuje, że moje powieści są blisko prawdziwego życia.

Wioleta Sadowska: Pasja kulinarna głównej bohaterki to zatem także twoja pasja?

Ilona Gołębiewska: Inspirację do tego wątku zaczerpnęłam z życia prywatnego. Magda Kordas, główna bohaterka, gotowania nauczyła się od swojej babci Jadzi. Po niej też został zeszyt z przepisami, który zeskanowała i postanowiła dla siebie zachować. Podczas lektury powieści czytelnicy dowiedzą się, że dzięki niemu Magda dzieli się kucharską pasją z innymi. Wpada na intrygujący pomysł. Moje początki gotowania również kojarzę z babcią. Miałam wtedy około dwunastu lat i świat kuchni mnie fascynował. Babcia doglądała mnie podczas gotowania, dawała dobre rady. Uczyła również przepisów kuchni regionalnej i do dzisiaj gotuję kurpiowski żur czy fafernuchy.

Wioleta Sadowska: Dzięki Magdzie wiemy, w czym tkwi sekret udanej bezy. Czy na spełnioną miłość też jest jakiś przepis?

Ilona Gołębiewska: Kiedyś od bardzo mądrej kobiety usłyszałam słowa, które zmieniły moje patrzenie na relacje. Powiedziała, że spełniona miłość jest wtedy, kiedy wiesz o tej drugiej osobie dosłownie wszystko. Znasz jej przeszłość, bolesne doświadczenia, lęki, zmartwienia, słabości, marzenia, pasje, plany. Ale jest jeden warunek. Nigdy tego nie wykorzystasz przeciwko niej. Jeśli przyjdzie gorszy czas, złe dni, to w pierwszej lepszej kłótni nie zaczniesz jej wypominać przeszłości, popełnionych błędów. Myślę, że jest w tym wiele mądrości. Poza tym jest jeszcze coś najcenniejszego, co możemy podarować drugiej osobie. Jest to czas i obecność. Moim zdaniem do tego sprowadza się spełniona miłość. Jest to też codzienna praca nad związkiem. Ciągła decyzja, że ta druga osoba jest dla nas ważna i chcemy iść z nią przez życie.

Wioleta Sadowska: Za co polubiłaś Magdę?

Ilona Gołębiewska: Najbardziej za to, że w momencie, gdy zawaliło jej się życie, to nie popadła w rozpacz, tylko dała sobie kolejne szanse na coś nowego. Owszem, był czas smutku, rezygnacji, zwątpienia. Jednak nie zatrzymała się w miejscu. Wiedziała, że jedynym wyjściem jest zmiana. Poza tym zaufała samej sobie, a to wcale nie jest łatwe. Lubię ją też za empatię i wrażliwość na drugiego człowieka. Do tego spełnia swoje marzenia. Odważnie po nie sięga. Mogłabym się z nią zaprzyjaźnić 🙂

Wioleta Sadowska: Relacja Magdy z własną matką jest dość trudna. Co chciałaś pokazać poprzez ten wątek, który niewątpliwie wzbudza wiele ambiwalentnych uczuć?

Ilona Gołębiewska: Uważam, że to jedna z najtrudniejszych relacji w życiu. W idealnych wizjach zazwyczaj kojarzy się z tym, że matka z córką są dla siebie jak przyjaciółki, zawsze mogą na siebie liczyć, wspierają się. W prawdziwym życiu ta relacja często przepełniona jest rywalizacją, wypominaniem, żalem, oskarżeniami. Przykładem jest właśnie Magda i jej matka. Dzieli je przeszłość, która aż kipi od żalu i pretensji. Przekłada się na ich obecne relacje, które są bardzo trudne. Obie próbują to jakoś naprawić, ale niezgrabnie im to wychodzi. Czy ich starania nie pójdą na marne? To niech ocenią już czytelnicy. Myślę, że matka to nie jest materiał na przyjaciółkę, bo wtedy może dojść do przekroczenia granic, sporych nadużyć, konfliktów. Prawdą jest, że to zagadnienia wzbudza wiele sprzecznych uczuć, co starałam się pokazać w powieści.

Wioleta Sadowska: Czy warto dawać drugie szanse?

Ilona Gołębiewska: Ostatnio widziałam mem z hasłem: „Czasami dawanie komuś drugiej szansy jest jak dawanie drugiej kuli, bo nie trafił cię za pierwszym razem”. Mocne. I prawdziwe w wielu sytuacjach. Niekiedy ktoś nas może skrzywdzić tak bardzo, że zrywamy z nim kontakt i nie chcemy, by ponownie pojawił się w naszym życiu. Ale są sytuacje, kiedy danie drugiej szansy jest potrzebne również nam. Na przykład po to, by sprawdzić, na ile my się przez ten czas zmieniliśmy i na ile tę relację można jeszcze uratować. Magda stoi przed takim pytaniem. Daje drugą szansę matce i Michałowi. Czy słusznie? Czy nie zostanie ponownie skrzywdzona? Czy nie będzie miała znowu żalu do samej siebie? Oczywiście zapraszam do lektury.

Wioleta Sadowska: Twoja najnowsza powieść pokazuje także, że czasami warto odpuścić kontrolę i poczekać na efekty. Chyba nie jest łatwo się tego nauczyć?

Ilona Gołębiewska: Akceptacja rzeczywistości i porzucenie kontroli są wyjątkowo trudne. Każdy z nas zazwyczaj planuje życie, chce mieć na nie wpływ. Jeśli coś nie idzie po naszej myśli, to pojawia się frustracja, żal, złość. Powoduje to też wewnętrzne konflikty pomiędzy tym, jak jest, a jak byśmy chcieli, żeby było. Realny wpływ tak naprawdę mamy wyłącznie na swoje decyzje. To, co wydarzy się pomiędzy, jest już poza naszą kontrolą. Magda tego doświadcza. Z początku jest jej bardzo trudno. Czuje, że przegrała życie, że już nic dobrego jej nie spotka. Potem stwierdza, że skoro i tak już nie ma nic więcej do stracenia, to zobaczy, co jej przyniesie los. Puszcza kontrolę. Akceptuje to, że jej życie nie wygląda idealnie. Potem przekonuje się, że było warto.

Wioleta Sadowska: „Dam sobie radę” to tytuł zawierający w sobie wymowną symbolikę. W szczególności w kontekście wątku różnorakich trudności w zbieraniu pieniędzy na chore dzieci. Chciałaś uwrażliwić swoich czytelników na ten problem?

Ilona Gołębiewska: Dam sobie radę – bardzo często tak mówimy w różnych życiowych sytuacjach. Jakby nie patrzeć to powiedzenia zakłada, że samodzielnie rozprawimy się z problemami. Zazwyczaj tak jest. Jednak czasami życie mocno nas testuje i stawia przed wyzwaniami, wobec których sami jesteśmy bezradni. Wtedy potrzebujmy pomocy. Warto o nią prosić. Nie zwlekać, nie udawać, że sobie radzimy, nie męczyć się z samotnością. Magda dostaje wsparcie od przyjaciółki i ojca. O pomoc proszą też inni bohaterowie, jak na przykład Michał Zamojski. Jego brat poważnie choruje, potrzebne są ogromne pieniądze na leczenie. Michał prosi o pomoc i ją dostaje. Taki właśnie był mój cel, by pokazać, że proszenie o pomoc jest czymś bardzo ważnym.

Wioleta Sadowska: Twierdzisz, że od pasji pisania nie da się uciec. A od jakich emocji nie uciekną czytelnicy przy lekturze „Dam sobie radę”?

Ilona Gołębiewska: Tak jak w życiu, tak i w tej powieści znajdziemy wiele emocji, czasami skrajnych. Poprzez pisanie i opowiedzenie pewnej historii chcę skłonić czytelników, by chociaż przez chwilę pomyśleli nad tym, co sami zrobiliby w sytuacji bohaterów, jakich dokonaliby wyborów, co byłoby dla nich ważne. Piszę o sprawach, które mogłyby przydarzyć się każdemu z nas. Niektórzy odnajdują siebie i swoje życie w moich powieściach, co widzę po wiadomościach, które otrzymuję od czytelników. Staram się być blisko ludzi i prawdziwego życia. Moi bohaterowie są tacy sami jak ludzie, których spotykamy każdego dnia. I to jest według mnie klucz do opowiedzenia życiowej historii.


dam-sobie-rade-1080x1080-04x2


Ilona Gołębiewska

Przez czytelników okrzyknięta „prawdziwą mistrzynią emocji”. Każda napisana przez nią książka niemal natychmiast zyskiwała status bestsellera. Zaskakujące zwroty akcji, wielowątkowa fabuła, świetnie nakreślone sylwetki i barwny język narracji gwarantują znakomitą lekturę.

W wieku pięciu lat postanowiła, że w przyszłości będzie uczyć oraz pisać książki. Pracowała jako wykładowca na uczelni, w korporacji, prowadziła warsztaty i szkolenia. Nabyte doświadczenie, spotkani ludzie, zasłyszane historie są dla niej inspiracją do pisania powieści.

Mieszka w Warszawie, ale gdy tylko może, ucieka na mazowiecką wieś. Uwielbia pracę z ludźmi, długie podróże do zapomnianych miejsc, czytanie książek po nocach oraz zapach świeżej kawy o poranku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *