Tamten wieczór i jego niezwykły urok już na zawsze miał zmienić moje życie i to, czym tak naprawdę będę się zajmować jako dorosła kobieta.
Każdy z nas ma wiele wspomnień z dzieciństwa. Niektóre pamiętamy doskonale, inne widzimy jak przez mgłę. Jedna krótka rozmowa, zdarzenie, osoba – mogły na zawsze zapaść w naszej pamięci. Są blisko, wracają w myślach w najmniej spodziewanej chwili, mają niezwykłą moc kierowania naszym życiem i wyborami.
Często wracam do wspomnień z dzieciństwa. Teraz, jako dorosła i ukształtowana przez życie kobieta doskonale wiem, jaka stoi za nimi moc. Są jak fotografie… zaklinają czas i nie pozwalają się pokryć kurzem zapomnienia. Między nimi a teraźniejszością jest ogromna przepaść, oddziela je kilkadziesiąt lat, tysiące dni i godzin.
Ale ja mam niekiedy wrażenie, jakby to było wczoraj… jakby wydarzyło się dosłownie przed chwilą… jakby dziadek właśnie teraz opowiadał swoją tajemnicę… przecież czuję zapach suszonych grzybów…
Ale wszystko po kolei…
To był wieczór jak co dzień. Delikatny blask świecy ogarniał pokój przyjemnym światłem. Twarz dziadka wyglądała na bardziej spokojną niż za dnia. Zdjął przepaskę, którą zasłaniał oczy. Od kilku miesięcy już nic nie widział. Żartował, że nawet nie potrafi już zauważyć, kiedy nie ma prądu. Śmiałam się razem z nim i dziękowałam w myślach, że w ten zimowy wieczór przyszła śnieżyca. To były chwile tylko dla nas.
Bijące od pieca ciepło wymalowało na naszych twarzach mocne rumieńce. W powietrzu unosił się zapach żywicy i suszonych grzybów. Równo nawleczone na sznurki wisiały przy suficie. A obok nich zioła, które babcia zbierała przez całe lato. Było to jedno z ulubionych miejsc w naszym domu, gdzie mogliśmy toczyć nasze dziecięco-dorosłe rozmowy.
Tym razem rozmów nie było. Dziadek opowiadał. Niesamowitą historię. O swoich wyprawach do miejsc, które dla małej dziewczynki były czymś na kształt obcej planety. Słuchałam uważnie każdego jego słowa i z każdą minutą czułam, jakby opowieść dziadka przenosiła mnie to tych niezwykłych miejsc. Razem z nim spotkałam wspaniałych ludzi, brałam udział w niebezpiecznych akcjach i podziwiałam piękno przyrody.
Nie mogłam się nadziwić, jak za pomocą prostych słów rysuje w mojej wyobraźni realne osoby, miejsca, zdarzenia. Był jak czarodziej, który za pomocą magicznego hokus pokus zamieniał krótką opowieść w przedstawienie, które można było oglądać oczami wyobraźni.
Uważnie obserwowałam dziadka i widziałam w nim pewną tajemnicę. Wtedy, jako małe dziecko, jeszcze nie potrafiłam jej nazwać. Wiedziałam tylko jedno… chcę podobnie jak dziadek, za pomocą prostych słów, przenosić ludzi do tych miejsc i zdarzeń, które chociaż odrobinę uczynią ich życie lepszym, ciekawszym. By ktoś mógł słuchać moich opowieści, które wywołają uśmiech na jego twarzy. To było wtedy moje największe marzenie. Na swój dziecięcy sposób czułam, że opowiadanie historii jest prawdziwym darem. Dziadek posiadał ten dar, a ja skrycie marzyłam, by pewnego dnia odkryć go w sobie. I poznać tajemnicę dziadka.
To była jedna z ostatnich chwil, jakie dane mi było przeżyć z moim dziadkiem. Potem zapadła głucha cisza, która dla małego dziecka przybrała rozmiary wielkiego potwora, zakłócającego każdy spokojny sen. Dzisiaj dziękuję losowi, że tamtego dnia wyłączyli prąd, a ja mogłam siedzieć z dziadkiem przy kaflowym piecu i słuchać jego opowieści.
Poznałam jego tajemnicę… SŁOWA MAJĄ MOC
Moc budowania… i destrukcji…
Moc spełnienia marzeń… i odebrania ostatnich skrawków nadziei
Moc leczenia… i zadania bólu
Moc zabierania do najbardziej odległych zakątków świata
Moc poznania ludzkich historii, z których składa się życie
SŁOWA MAJĄ MOC
Pięknie napisane <3
Ahh, od razu przypomniałam sobie chwile spędzone ze swoim dziadkiem <3
Widać po wpisie jak bardzo musiałaś kochac i szanować dziadków…<3 To piękne! Mój świętej pamięci dziadzio tez opowiadał magiczne historie…
W moim przypadku, mój tata zaszczepił mi miłość do opowiadań. Jego historie działały na wyobraźnię i właśnie to jest piękne, obrazy ubrane w słowa 🙂