PAMIETNIK_ZE_STAREGO_DOMU_COVER-01

Premierowy fragment powieści „Pamiętnik ze starego domu”

PAMIĘTNIK OKŁADKA

 

Tęsknota za czułością

Spojrzałam w lustro. Starałam się opisać w myślach odbicie kobiety, która na mnie spoglądała. Była przecież mną. Ale zupełnie inną niż ta Alicja, która na co dzień żyje i pracuje w swoim starym domu. Czemu była inna? Jakby bardziej pewna siebie, zalotna, kusząca.

Włosy spięte w delikatny kok odkryły jej szczupłe ramiona, muśnięte pierwszymi promieniami czerwcowego słońca. Kilka pasemek opadało na jej czoło i policzki, dzięki czemu rysy twarzy nabrały pewnej drapieżności. Zawstydziła się na chwilę. Dawno tak o sobie nie myślała. Szafirowy naszyjnik opadał wzdłuż jej dekoltu aż do linii biustu, który wyraźnie odznaczał się pod czarną aksamitną sukienką. Idealnie ją dobrała. Jest tak samo tajemnicza i kusząca jak ona. Dawno się tak nie czuła. Zapomniała o tym, że może być aż tak kobieca. Dotknęła rękami swojej delikatnej talii. Chyba znowu schudła. To przez te nieustanne problemy. Dziś nie ma zamiaru o nich myśleć. To będzie wieczór, który przeżyje tak, jakby jutro miał się skończyć świat.

Tak, to właśnie ja dziś tak pięknie wyglądam. Zrobiłam to dla siebie. No dobra, może nie do końca. To wszystko wina Doroty. W sumie to jej dziękuję, że mnie do tego zmusiła. Bankiet dla ludzi z branży. Oficjalny, mnóstwo sztywniaków, przemowy i toasty.

Mam nadzieję, że jedzenie okaże się znośne. Za to towarzystwo będę na pewno mieć wyborne. Franek Bojarski, kumpel ze studiów, wspaniały partner w interesach i facet, który sprawia, że każda kobieta czuje się przy nim doceniona.

Spryskałam się jeszcze ulubionymi perfumami i założyłam srebrną bransoletkę wysadzaną topazami. Moją ulubioną, pamiątkę po mamie. Włożyłam na nogi czarne, cholernie wysokie szpilki i miałam nadzieję, że jakimś cudem cały wieczór w nich wytrzymam. No dobra, na wszelki wypadek wzięłam także wygodniejsze buty. Co jak co, ale wstydu Frankowi przynieść nie mogę.

– Na długo się wybierasz? – zapytał Adam. Od ponad godziny krążył po domu i nerwowo spoglądał na moje przygotowania do wyjścia.

– Nie wiem. Pierwszy raz idę na taką imprezę. Dam znać, jak się skończy – odpowiedziałam nieco rozbawiona jego poirytowaniem. Był zazdrosny. Jak nic!

– Domu na noc nie zamykać? – dopytywał.

– Zamknij, wezmę zapasowe klucze. O dziewiętnastej Basia przyprowadzi dzieci. Proszę, odgrzej im zupę. Jest w lodówce.

– Jakieś inne życzenia? – zapytał ironicznie, a mnie jego postawa zaczęła drażnić.

– Nie musisz na mnie naskakiwać za każdym razem, kiedy robię coś bez twojej zgody.

– Wolałbym, żebyś zajęła się dziećmi i rodziną, a nie biegała po jakichś bankietach – przyznał nieco zbity z tropu.

– To moja praca. Z tym się nie dyskutuje. Zresztą, taki wieczór wolny od wszelkich problemów bardzo dobrze mi zrobi.

– Wiele problemów człowiek sam sobie wymyśla – wytknął mi.

– Jak już do tego tak stanowczo zmierzasz, to powiem ci, że ja mam tylko jeden problem. Nazywa się Joanna – wypomniałam mu w złości.

Nie słuchałam, co dalej mówił. Jeszcze raz spojrzałam w lustro, by pociągnąć usta karminową szminką i przegarnąć ostatni raz włosy nad czołem. Zarzuciłam na ramiona delikatny jedwabny szal, który tylko dodał mi elegancji. Czułam się naprawdę piękna. Jak ktoś, kto od nowa odkrył, że samego siebie można polubić.

Po kilku minutach siedziałam już w samochodzie i skręcałam na krzyżówkach w kierunku Wyszkowa. Na szczęście o tej porze nie ma już korków i bez problemów powinnam dotrzeć do Warszawy. Spojrzałam w przednie lusterko i uśmiechnąłem się do siebie. Czułam, że to będzie udany wieczór. Podkręciłam głośniej muzykę i obiecałam sobie, że ani razu nie pomyślę o Adamie i sprawach rodzinnych.

Zaparkowałam pod Marriottem, w którym odbywał się bankiet. Weszłam do środka i przedzierając się przez tłum, chciałam dotrzeć do głównego korytarza. Rozejrzałam się wokół, szukając wzrokiem swojego partnera na ten wieczór.

– Pięknie pani dziś wygląda – usłyszałam za sobą męski głos i aż wzdrygnęłam się z powodu nutki strachu, który poczułam na myśl, że to ktoś obcy. Stał za mną mężczyzna w czarnym garniturze, śnieżnobiałej koszuli i z serdecznym uśmiechem na twarzy.

– Franek! Ależ mnie wystraszyłeś!

– Myślałaś pewnie, że chce cię poderwać jakiś przystojniak? A tu skucha, to tylko ja!

– Ty się nie śmiej ze mnie, tylko lepiej powiedz, czy dobrze się ubrałam. Nigdy nie byłam na takiej imprezie, więc wiesz, może być wpadka ubraniowa – zaśmiałam się.

– Niech się pani obróci i zaprezentuje – zaproponował, zerkając na moją sukienkę.

– Franek!

– Nie marudź, pokaż się z każdej strony, to powiem, jak wyszło – nalegał, śmiejąc się.

– No dobrze… – Podniosłam lekko ręce i obróciłam się wokół własnej osi.

– Chyba mamy problemy – stwierdził poważnie.

– Wiedziałam! Co? Pewnie sukienka zła? – dopytałam, wątpiąc w swoją kreację.

– Nie. Po prostu wyglądasz tak obłędnie, że będę musiał chodzić za tobą krok w krok, bo inaczej rozkochasz w sobie wszystkich facetów – komplementował.

– Taa, jasne. Ja? Matka Polka z tysiącem problemów na głowie? Szkoda gadać.

– Gadać to ty dziś powinnaś. Musimy przekonać do współpracy dwie grube ryby z naszej branży. Ale z twoim wyglądem nie będzie to trudne – powiedział zadziornie.

– Dam z siebie wszystko! – Wzięłam go pod rękę i ruszyłam pewnym krokiem, zdecydowana nie tylko zdobywać nowych klientów, ale i świetnie się bawić.

Wieczór spędzony w towarzystwie ludzi, którzy tak samo jak ja kochają ogrody i ich projektowanie, był cudowny. Przy Franku czułam się bardzo pewna siebie. Nie dość, że mówił o mnie jak o najlepszej specjalistce w branży, to jeszcze chętnie opowiadał barwne anegdoty ze studenckich czasów. Nawet żartował, że gdyby kiedyś był śmielszy, to zostałby moim mężem. Gdybym go nie znała, te żarty pewnie by mnie oburzyły, ale Frankowi wszystko można wybaczyć.

A poza tym nie odstępował mnie na krok. Co jakiś czas szeptał mi do ucha, że idzie nam świetnie i mamy w garści kilku nowych klientów. Opowiadaliśmy o naszej współpracy, o „Wrzosowisku” i tym, że wspólna pasja potrafi łączyć na lata.

Z bankietu wyszliśmy w świetnych humorach. Jedynym minusem były moje obolałe nogi. Nie wiem, jak ja wytrzymałam w tych szpilkach. Zdjęłam je jeszcze w drodze na parking.

– Chcesz się skaleczyć? – upominał mnie Franek.

– W razie czego proponuję noszenie na rękach.

– Jasne, a potem byś wypominał, że za dużo ważę.

– Gdzie tam. No może kilka kilogramów… – drażnił się ze mną.

– Ej, ej, kolego, bo jak się wścieknę, to mnie popamiętasz – odgrażałam się w żartach.

– Wiesz co? Niedaleko jest park. Chodź, trochę się przejdziemy – zaproponował.

– Dobrze, może jeszcze wytrzymam w tych butach.

– Ponownie włożyłam szpilki.

Spacer był dobrym pomysłem. Nagle nocna miejska cisza wydała się być abstrakcją w porównaniu z gwarem bankietu. Powietrze pachniało przyjemnie, zupełnie jak nie w mieście. Gdy byliśmy już w parku, znowu zdjęłam buty, mając nadzieję, że moje stopy jakoś to wytrzymają.

– O! Huśtawki! Chodź! Od wieków nie byłem na huśtawce! – krzyknął Franek i pociągnął mnie za rękę. Jego pomysł wydał mi się dziecinny.

– Jesteś niemożliwy – stwierdziłam, siadając na drewnianej huśtawce przymocowanej do rusztowania mocnymi linkami. Franek usiadł na sąsiedniej.

– Kto by pomyślał, że dziś będziemy tak się bawić – zaśmiał się serdecznie. W rozświetlonym przez parkowe latarnie mroku jego twarz wydawała się jeszcze bardziej przyjazna.

– Przyznam ci się do czegoś – powiedziałam już poważniej.

– No? Nie mów tylko, że się nudziłaś na bankiecie.

– Skąd! Nastawiłam się na sztywne rozmowy. A tu? Miłe zaskoczenie.

– Możemy chodzić częściej. Kolejny już za tydzień – kusił mnie wizją następnego wyjścia.

– Tak? Co ja bym w domu powiedziała? Adam już dzisiaj był zły. Chyba dotarliśmy do etapu, kiedy codzienne przepychanki stały się rutyną – stwierdziłam gorzko.

– Problemy?

– I to dużo. Wiesz… Czasami mam tego wszystkiego dosyć. Mam wrażenie, że im bardziej się staram, tym sama więcej tracę.

– Czujesz się samotna? – zapytał wprost. Spojrzałam mu prosto w oczy wystraszona jego celnym spostrzeżeniem. Jego słowa zabolały. Rozgryzł mnie.

– Wiem, że nie powinnam. Mam dzieci, partnera, rodzinę. Ktoś mógłby powiedzieć, że wymyślam sobie problemy. Ale ja naprawdę czuję, że się trochę pogubiłam – przyznałam.

– Po prostu nie czujesz się doceniana. Starasz się, a i tak każdy ma do ciebie pretensje. Trudno sobie poradzić w takiej sytuacji. Wybacz, że to powiem, ale od jakiegoś czasu widzę, że coś cię gryzie. Chodzi o Adama?

– O niego też. Ale bardziej o jego byłą żonę, Joannę. Zatruwa nam życie, a Adam jakby tego nie widział. Ona rozwala nam rodzinę, a on nic. Czeka. Sama nie wiem na co.

– Może nie chce tego widzieć? – Pytania Franka były celne jak strzała wypuszczona z łuku.

– Może… Przepraszam, nie wiem, czemu ci to wszystko mówię – zawstydziłam się swoją szczerością.

– Czasami warto z kimś pogadać. Może specjalistą od spraw sercowych i rodzinnych nie jestem, ale znam się na ludziach. Ty, Alicjo, zasługujesz na to, co najlepsze. Nigdy o tym nie zapominaj. Ty jesteś tu najważniejsza. To twoje życie.

– Masz rację… Świętą rację… – przyznałam, patrząc mu prosto w oczy. Jeden wieczór spędzony z nim wystarczył, żebym znowu czuła się piękna i ważna.

Długo jeszcze rozmawialiśmy. O nas, o pracy, o tym, jak wyglądało nasze życie po studiach. Opowiedziałam mu o życiu z Pawłem, o wyrwaniu się z tej klatki i o powrocie do Pniewa. On mówił o swoim życiu w Stanach i pechu do kobiet, które zazwyczaj traktują go nie jak kandydata na dobrego partnera czy męża, a raczej jak solidny bankomat. Mówił nawet, że raz już stał prawie na ślubnym kobiercu, ale narzeczonej się odwidziało. Po tygodniu okazało się, że od dawna miała na boku nową miłość i zupełnie inne plany. Taka ironia losu.

Długo chodziliśmy po parku, zjedliśmy hot doga kupionego w ulicznej budce. Gwieździste niebo dawało nam schronienie, a uliczne latarnie oświetlały drogę.

Przy Franku czułam się sobą. Nie musiałam udawać silnej. Otwarcie mówiłam o tym, co mnie cieszy, a co smuci. Słuchał, nie oceniał, czasami przedstawiał swój punkt widzenia. Mądry z niego facet. Taki życiowy.

Dobiegała północ. Franek nalegał, żebym u niego przenocowała. Wykręciłam się zazdrością Adama, który zapewne za taki numer zrobiły mi niezłą awanturę. Spojrzałam na telefon. Miałam od niego kilka nieodebranych połączeń. Nie chciałam ani do niego dzwonić, ani wracać do domu. Chyba pierwszy raz, odkąd sprowadziłam się do Pniewa. Postanowiłam spędzić noc w siedzibie „Wrzosowiska”. Wiedziałam, że takim zachowaniem sprawię Adamowi przykrość. Nie wstydziłam się tego. Chciałam, aby choć trochę poczuł się tak jak ja – odrzucony.

Zasnęłam z uśmiechem na twarzy i myślą, że czeka mnie w życiu jeszcze wiele dobrego.

Premiera

 

Powieść można nabyć w księgarniach stacjonarnych oraz internetowych, na przykład:

Empik.com: http://www.empik.com/pamietnik-ze-starego-domu-golebiewska-ilona,p1183358696,ksiazka-p

Aros.pl: https://aros.pl/ksiazka/pamietnik-ze-starego-domu

Bonito.pl: https://bonito.pl/k-1461643-pamietnik-ze-starego-domu

Ravelo.pl: https://www.ravelo.pl/pamietnik-ze-starego-domu-ilona-golebiewska,p100652178.html

Taniaksiązka.pl: http://www.taniaksiazka.pl/pamietnik-ze-starego-domu-ilona-golebiewska-p-990183.html

Platon24.pl: https://platon24.pl/pl/pamietnik-ze-starego-domu/produkt-439144607

Gandalf.com: https://www.gandalf.com.pl/b/pamietnik-ze-starego-domu/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *