Zgodnie z informacjami zawartymi na portalu Wartowiedziec.pl (link do artykułu: https://bit.ly/2LyolfB ) około 21 milionów Polaków i osób pochodzenia polskiego mieszka poza terytorium naszego kraju. Obecnie pierwsze miejsce wśród skupisk Polonii na świecie zajmują Stany Zjednoczone (z liczbą około 10.600.000 osób). Największe skupisko w Chicago bo około 1,5 miliona. Na drugim miejscu plasuje się Nowy Jork (700 tys.), dalej Detroit (400 tys.). W niektórych miastach znajdują się również polskie dzielnice (Chicago: Jackowo, Trojcowo, Detroit: Hamtramck, Nowy Jork: Brooklyn-Greenpoint, Filadelfia: Richmond. Stany Zjednoczone zanim przestały być krajem otwartych drzwi, zdążyły wpuścić trzy miliony emigrantów z nieistniejącej na mapie świata Polski. Wśród nich był Mikołaj, którego poszukiwania stają się przyczynkiem do opisania ich losów przez Dariusza Terleckiego w książce „Po dolary i wolność”.
Stany Zjednoczone, początek XX wieku. Kraj potrzebuje ludzi do zagospodarowania olbrzymich i ciągle rozrastających się terytoriów państwa. Potrzebuje robotników do rozbudowy swojego imperium. Skądkolwiek. W tym samym czasie w nieistniejącej formalnie Polsce panuje głód i ubóstwo, nie ma pracy. Ktoś powiedział, ktoś się dowiedział, że jest miejsce na świecie, gdzie każdy może być szczęśliwy i bogaty. Zostawiają więc rodacy ubogie majątki i ruszają do mitycznej Ameryki. Po dolary. Po wolność.
Podróż do Ameryki wtedy dla tych ludzi była jak wyprawa w kosmos. Szokiem była już przesiadka z furmanki na kolej żelazną. Na transatlantyku nie wiedzieli, jak korzystać z toalet. Banana w paczce z prowiantem stanowił zagadkę. Mimo tych niebywale trudnych początków pokazali, że są twardzi, zdeterminowani i niezwykle odważni. W Nowym Świecie wielu dało radę. Potrafili bardzo ciężko pracować. Ofiarnie budowali wspaniałe, imponujące Amerykanom kościoły – „polskie katedry”. Za oceanem doskonale się zorganizowali.
Sierpień 1912. Na wyspie Ellis, u wrót Nowego Jorku, z transatlantyku Lapland na ląd schodzi 1790 pasażerów. Emigrantów z Europy Wschodniej. Wśród nich jest Mikołaj Terlecki – pradziadek autora. Na pytanie oficera emigracyjnego o narodowość, odpowiada bez wahania – Polak. Niewielu przybyszów z ziem polskich, niepiśmiennych chłopów, mieszkańców nieistniejącego od ponad 100 lat państwa polskiego, stać było wówczas na taką deklarację. Potem wszelki słuch po Mikołaju ginie.
26-letni Mikołaj Terlecki stoi z tymi z dolnego pokładu przy lewej burcie razem ze swoją 21-letnią żoną Teklą i rocznym synkiem Józefem. Dla niego to już druga podróż do Ameryki. Na statku uchodzi za autorytet. On już tu był. Ponad cztery lata temu. Zarobił trochę dolarów, ale żony dla siebie nie znalazł. Po niespełna trzech latach wrócił do swoich Przyborowic, niedaleko Ostrowca Świętokrzyskiego, i ożenił się z Teklą, a teraz z nią i małym synkiem znowu dopływa do wybrzeża Ellis Island.
Dariusz Terlecki natrafia na pradziadka przypadkiem. By go odnaleźć przekopuje archiwa, dociera do miejsc, które niegdyś uchodziły w Stanach za „małą Polskę” , rozmawia z wieloma osobami polskiego pochodzenia, m.in. w Muzeum Polskim w Chicago czy polskiej parafii w Niagara Falls. „Po dolary i wolność” to efekt wielomiesięcznych poszukiwań, stanowiący zarazem opowieść o losach kilku pokoleń polskich emigrantów, którzy wyjechali do Stanów Zjednoczonych przed I wojną światową. Historia fascynująca i dramatyczna zarazem.
Mikołajowi udało się wpisać w historię milionów jego rodaków, którzy odważyli się podjąć się niebywałe, trudne do wyobrażenia z dzisiejszej perspektywy wyzwanie i 100 lat temu za chlebem i po dolary ruszyć „za wielką wodę”. W 1918 dziesiątki tysięcy z nich przepłynęło ocean jeszcze raz – w drugą stronę. Tym razem po wolność. Nie dla siebie. Bo swoją znaleźli już w Ameryce. Rację miał Agaton Giller, gdy mówił, że kiedy ludzie zaczną żyć godnie, a nie tylko co dnia walczyć o przetrwanie, dopiero wtedy przyjdzie moment, że zechcą wiedzieć, kim są. „Z jakiego są narodu”. Był przekonany, że kiedy życie naszych emigrantów w Stanach się poprawi, będą świadomi polskiego dziedzictwa i będą w stanie myśleć o starym kraju i jego niepodległości. Jak widać, bardzo szybko okazało się, że miał rację.
Gorąco polecam!
Dariusz Terlecki – z wykształcenia dziennikarz. Biznesmen oraz manager wielu międzynarodowych korporacji. W latach 90 pisał dla m.in „Polityki” i „Gazety Wyborczej”. „Po dolary i wolność” to zawodowy „powrót do przeszłości”, inspirowany dyskusjami o aktualnej sytuacji syryjskich uchodźców oraz historią swojego pradziadka Mikołaja, który wyemigrował do Stanów Zjednoczonych przed I wojną światową.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu:
Bardzo lubię czytać takie powieści. Recenzja super i zachęcająca. Dzięki za polecenie. Wpisuje na listę.